sobota, 8 października 2016

rozdział piąty

- Narodziliśmy się, by tworzyć historię, pamiętasz?
     Alenka zamrugała oczami. Na moment pogrążyła się w myślach i zupełnie straciła kontakt z otoczeniem. Dopiero lekkie szturchnięcie sprowadziło ją na ziemię. Obróciła głowę i popatrzyła prosto w oczy dawnego przyjaciela.
     Na przestrzeni kilkunastu lat nie zmienił się znacząco.  Jedynie jego oczy stały się smutniejsze, a twarz bardziej zmęczona, zupełnie jakby miała przed sobą spracowanego mężczyznę w średnim wieku, a nie młodego chłopaka u progu kariery.
Odwróciła wzrok.
- Nie bardzo – przyznała szczerze. – Nie pamiętam prawie nic. Przepraszam.
   Mięła w palcach róg swetra. Pomimo tego, że na dworze panowała przyjemna temperatura, od dłuższego czasu drżała z zimna. Cisza, która zapanowała między nimi, doprowadzała ją do szaleństwa.
- Nie masz za co przepraszać, Alena – Japończyk uśmiechnął się przyjaźnie. – Tym lepiej dla ciebie. To znaczy, że żyłaś swoim nowym życiem.
Nie mogła się powstrzymać o kolejnego zdziwionego spojrzenia. Odgarnęła włosy za ucho. Yukiya dokładnie śledził każdy jej ruch, aż poczuła się nieswojo.
- Yuki... Co masz na myśli, mówiąc coś takiego? – zapytała.
     Nerwowy uśmiech zagościł na twarzy skoczka. Nagle stał się jeszcze bardziej przybity niż dotychczas. Natychmiast pożałowała swoich słów.
- Tego dnia, w którym opuściłaś Japonię... Nie przyszedłem, żeby się z tobą pożegnać. Byłem strasznie zły na ciebie – mówił cicho i z trudem, jakby każde słowo kosztowało go mnóstwo wysiłku. – Tak strasznie zły... Ponieważ myślałem, że zostaniesz ze mną na zawsze, choć tak naprawdę wiedziałem, że jesteś zbyt nieuchwytna, by planować przyszłość u twojego boku. I gdy usłyszałem, że wyjeżdżasz, postanowiłem, że nie przyjdę na stację.
Oczy Alenki nadbiegły łzami.
- Byłem pewien, że przez to mnie znienawidzisz. Wtedy łatwiej byłoby ci o mnie zapomnieć i ruszyć dalej. Inaczej byś cierpiała, a ja... Wolałbym nigdy cię nie spotkać, niż zadać ci taki ból. Sam próbowałem nienawidzieć cię z całego serca za to, że mnie opuściłaś. To takie głupie, prawda? Przecież nie miałaś wyboru. Musiałaś jechać z rodzicami. A ja nie pomyślałem, że dla ciebie to też było trudne...
- Yu-
- Kilka dni później, gdy leżałem w łóżku chory, mama dała mi to – wskazał na starą, zniszczoną bransoletkę na lewym nadgarstku.  – Podobno to miał być prezent na moje urodziny, tak? Coś, dzięki czemu pamiętałbym o tobie, nawet gdybyś zniknęła...
Alenka rozpłakała się.
Nie potrafiła opanować fali smutku pomieszanego z rozpaczliwym żalem. Schowała twarz w dłoniach. Próbowała ocierać mokre policzki, ale one zaraz i tak powracały do poprzedniego stanu. Chłopak przysunął się i lekko objął ramieniem. Nie myślał o tym, czy tak wypada, czy nie narusza zasad.
- Nie płacz – prosił, głaszcząc ją po głowie. – To nie jest twoja wina.
- Moja – załkała. – Zapomniałam...
- To dobrze – przerwał jej. Odsunął się nieco, by móc popatrzeć jej w oczy. – Wracaj do życia, które tam zostawiłaś. To jest twój świat, twoje miejsce na ziemi. I nie miej do siebie żalu przez to, co teraz usłyszałaś – tłumaczył. – Jestem szczęśliwy, że mogłem z tobą porozmawiać jeszcze przed moim ślubem. 
   Nie odpowiedziała nic. Wtuliła twarz w materiał jego bluzy i przez chwilę rozkoszowała się bijącym od niego spokojem.
- Już dobrze – wyszeptał, nie przestając jej gładzić po włosach. Mruknęła coś niezrozumiałego, ale wiedział, że czuje się lepiej.
- Co teraz?
     Nawet gdy przecierała zapłakane oczy i co chwilę pociągała nosem, wydawała mu się najbardziej uroczą istotą na świecie zaraz po jego narzeczonej.
- Idziemy dalej – powiedział stanowczo – Ktoś na ciebie czeka, prawda?
Alenka pokiwała głową.
- Tak – przyznała nieco niepewnie. Rodzice, Saki i Anze na pewno się o nią niepokoili .
- A więc od teraz - pamiętaj! – tworzymy swoją historię.
Pokiwała głową.
- Dziękuję, że przyleciałaś.
Alenka wstała. Złamany uśmiech przyozdabiał jej twarz.
- Ja... również dziękuję – powiedziała cicho, speszona –  Yuki, może... Może jeszcze kiedyś się spotkamy?
Skoczek rozpromienił się. Uścisnął jej dłoń.
- Oby jak najszybciej!


    Wracając do domu pani Isshiki czuła, jak jej umęczone niepokojem serce wreszcie staje się wolne i lekkie, jak kilkanaście lat wcześniej. 
__________________________________________________________________
Jeszcze epilog.
Trzymajcie się.