wtorek, 8 listopada 2016

epilog


     W Słowenii przywitała ją noc. Chłodna, wietrzna, ale na niebie migotały nieśmiałe gwiazdy. Nie miała zbyt wiele siły, by je podziwiać. Była wyczerpana. Przez ostre podmuchy wiatru zalała się niechcianymi łzami. Szybko je otarła, niszcząc znikomy makijaż. Ścisnęła mocno rączkę walizki i ruszyła przed siebie. Raz po raz pocierała zmęczone oczy i rozglądała się wokoło. Wśród ludzi, którzy ją otaczali, nie dostrzegła żadnej znajomej twarzy.  Zatrzymała się w pół kroku. Nagłe uczucie żalu ścisnęło ją za serce tak bardzo, że zapragnęła płakać. 
Nikt nie przyszedł?
W sumie, nie mogła oczekiwać niczego innego. Nie po swoim samolubnym zachowaniu.
Zagryzła wargę. Jasne kosmyki wysunęły się spod kaptura i przesłoniły część pobladłej twarzy.  Zakryła twarz dłonią i łapczywie nabrała powietrza. Choć starała się ze wszystkich sił, nie potrafiła się uspokoić. W końcu była tylko dzieckiem zagubionym między przeszłością a teraźniejszością.
     Dawno temu zdecydowała się nie obarczać go ciężarem dziecięcych lat. Chciała iść dalej, z kimś, kto nie oczekiwał od niej niczego – zwyczajnie trwał, dzień po dniu, obserwując, jak zmaga się ze światem. Za tę słodką bierność nigdy nie dziękowała, choć nie potrafiła być mocniej wdzięczna. Kochała jego obecność, modląc się do miłosiernego Boga, by pozwolił jej zostać przy nim jak najdłużej. Dopóki nie nauczy się żyć.
Czy właśnie straciła to wszystko?
Zrobiła krok do przodu. I kolejny. I zanim odsłoniła twarz, została pochwycona. Rozpaczliwy krzyk zamarł jej w gardle.
- W ramach wdzięczności padniesz mi do stóp później, na razie się wstrzymaj – zachrypnięty głos  dotarł do jej uszu. Bezwładnie opuściła ręce, a wzrok wzniosła ku tak drogiej jej sercu twarzy.
    Słowa towarzyszyły jej od zawsze. Znała ich całe mnóstwo w kilku językach, lecz gdy przyszła ta chwila, nie potrafiła powiedzieć nic.
- Następnym razem będziesz spać na wycieraczce. I do końca miesiąca nie zrobię ci herbaty. Obiecuję – Anze mówił z pełną powagą, choć jego oczy błyszczały. I to one go zdradziły. – A teraz, Alenka... – jego głos delikatnie zadrżał.
Słowenka wstrzymała oddech. Chłopak pochylił się nad nią.
- Witaj w domu – wyszeptał.
Nie musieli dłużej powstrzymywać łez pełnych ulgi.
- Wróciłam.
    Kilku przechodniów wlepiało w nich wścibskie spojrzenie. Mimo to, nie zwracali na nich najmniejszej uwagi. Lanisek objął ją, a ona powoli przestawała drżeć z zimna i emocji.
- Alenka.
- Anze.

Tej nocy nie potrzebowali już żadnych słów.
________________________________________________________________
A więc to koniec. Alenka i Anze żegnają się z nami na słoweńskim lotnisku. A ja wciąż nie wiem, czy chcę się pożegnać z Wami. Obiecywałam sobie, że wreszcie z tym skończę, bo męczę tym siebie i innych - wyraźnie straciłam chęć do pisania i opowiadanie, które kiedyś napisałabym w miesiąc, pisałam prawie rok. Ale ja nie umiem odejść od tego skocznego światka, a im bliżej rozpoczęcia nowego sezonu, tym więcej pomysłów pojawia się w mojej głowie. Nie wiem, co będzie dalej. Na pewno nie rzucę pisania. Choć teraz nie mam na to czasu, to jednak daje mi to frajdę i mam z tym związane marzenia. 
Dlatego nie zamykam za sobą tej furtki. Być może wrócę. Ale na razie się żegnam. 
I mam ogromną prośbę, by każdy, kto to przeczytał, zostawił po sobie ślad w komentarzach. Przez ostatnie 3 lata spotkałam tutaj mnóstwo wspaniałych osób. Szczególne podziękowania składam Martynie, Jagódce, Asi, Ani, Oli, Emilce, Aii i Małs. Dziękuję Wam, dziewczyny. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że Was poznałam.
Tak więc...
Do zobaczenia? Kto wie.
Trzymajcie się.