niedziela, 27 marca 2016

rozdział pierwszy

- Alenka?
    Ciepły głos dotarł do uszu zamyślonej dziewczyny i łagodnie sprowadził ją do rzeczywistości.  Odwróciła się do stojącej za nią zmartwionej Saki. Poklepała dłonią wolne miejsce obok siebie. Dziewczyna posłusznie usiadła, podciągając kolana pod brodę.
   Wyglądała jak małe, zasmucone dziecko. Słowenka poczochrała ją lekko po ciemnych włosach i uśmiechnęła się serdecznie.
- Co Cię do mnie sprowadza, Saki? – zapytała, nie odwracając wzroku od jej twarzyczki. Przez chwilę panowała między nimi głęboka cisza, przerywana przez pohukiwanie wiatru w pozbawionych liści konarach drzew.
- Dziwnie akcentujesz moje imię – zauważyła młodsza – Czy... Czy ty naprawdę jesteś stąd? – pytanie opuściło jej usta, zanim je przemyślała. – Ale nie o tym chciałam porozmawiać.  Wiesz, dzisiaj jest niedziela, a w dodatku kończy się sezon w sportach zimowych... Moja siostra rozchorowała się, a ja mam dwa bilety na konkurs w Planicy... Oczywiście to nie ja kupowałam, Nika niemal oddała za nie nerkę i swoją złotą biżuterię,  dlatego nie chcę, by się zmarnowały.. I przyszłam..
    Nawet nie zdążyła zakończyć swojego monologu,został on przerwany przez szczery śmiech Alenki.
- Rozumiem, Saki. Pójdę z Tobą, nie martw się.
   Przez pobladłą twarz nastolatki przebiegł cień zaskoczenia pomieszany z ogromną ulgą. Zanim jednak zabrała głos, by podziękować starszej koleżance, Alenka odezwała się ponownie.
- Ale pod jednym warunkiem – uniosła palec do góry. – Jeśli tylko zacznę za głośno krzyczeć, masz mnie trzepnąć w tą moją pustą głowę, zrozumiałaś? – wskazała na siebie, po czym znów się roześmiała, a razem z nią jej towarzyszka.
- Obiecuję – teatralnie dotknęła prawą dłonią swego serca. Zaraz jednak spoważniała, a kiedy spojrzała na zegarek, wydała z siebie szereg niearchiwizowanych dźwięków. – Jest źle – wyszeptała, z lekka przerażona – Do rozpoczęcia konkursu zostało tylko półtorej godziny, a znając Twoje zdolności... – dramatycznie zawiesiła głos, utkwiwszy wzrok jasnowłosej.
    Prychnęła, ale z niechęcią musiała przyznać jej rację.
- Obiecuję – tym razem ona przyjęła pozę jak do ślubowania – że tym razem się nie spóźnimy. Zbierajmy się!
    A Saki już wiedziała, że to nie miało prawa skończyć się dobrze.
~*~  
    Na teren swojego sektora wpadły z eleganckim, piętnastominutowym spóźnieniem.  Alenka nerwowo otrzepywała kurtkę z kurzu; po drodze wpadła na jakiegoś skoczka i zaliczyła nieprzyjemne spotkanie z ziemią. Niestety, nie mogła liczyć na romantyczną próbę ratowania przed upadkiem; skakajec nawet nie zauważył, że niemal kogoś stratował.
- Saki, w jakim języku Ty z nim rozmawiałaś? – starsza z dziewczyn wspięła się na palce, by zobaczyć, co dzieje się na zeskoku, ale niewiele dane było jej ujrzeć. Ze swoim niezbyt wysokim wzrostem bez trudu wtapiała się w tłum, a stojąc daleko od band, nie widziała praktycznie niczego.
   W odpowiedzi usłyszała westchnięcie.
- To.. był zlepek kilku języków, nie sądzę, by mnie w ogóle zrozumiał – mruknęła ciemnowłosa i podniosła wzrok na telebim. – Oi, Alenka, spójrz. Oto jego kolej. 
   Blondynka natychmiast schowała telefon do kieszeni. Obraz skupionego na swojej próbie Petera niemal wyrył jej się pod powiekami; chciała go dokładnie zapamiętać. Historia działa się na ich oczach. Uniosła się na palcach, kiedy skoczek wybił się z progu.
   Już się odbił, już płynie..
   Bezwiednie poruszała ustami, czując się, jakby również wzbiła się w powietrze. Kiedy chłopak wylądował na 238 metrze, wypuściła powietrze z płuc. Choć chciała krzyczeć z radości, nawet cichy pomruk nie opuścił jej gardła.
   To dopiero koniec pierwszej serii. Ale nawet gdyby była to ostatni skok w sezonie 2015/2016, nie chciałaby wznosić okrzyków na cześć zwycięzcy.
   Pragnęła świętować w ciszy tryumf skoczka, z którego sama nieraz złośliwie drwiła. Tryumf skoczka, który pobił możliwe rekordy w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

  Tryumf skoczka, którego kiedyś, przed laty, pozdrowiła na ulicy słabym uśmiechem.
____________________________________________________________
Myślę, że to dobra historia, by się z Wami godnie pożegnać.

niedziela, 13 marca 2016

prolog


'Przeze mnie droga w miasto utrapienia,

Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu Potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste - a jam niepożyta!
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.'


Boska Komedia

Piekło
Pieśń III
Dante Alighieri



     Kiedy ostatnie słowa odbiły się echem w dużej, zaciemnionej Sali, pełną napięcia ciszę przerwały pojedyncze brawa. Stojąca na środku sceny dziewczyna uśmiechnęła się słabo i ukłoniła. Tonęła w słabym świetle, które nieznacznie rozpraszało mrok w pobliżu miejsca, w którym stała. Odgarnąwszy z twarzy kilka kosmyków jasnych włosów, dygnęła przed niewielką publicznością i powoli ruszyła w stronę kulis, choć ta nazwa zdawała się jej być nazbyt szumna dla tego niewielkiego pokoju.  W przeszłości przez pomyłkę nazwała to miejsce zakrystią. Niektórzy wypominali jej to nawet po   upływie tych kilkunastu miesięcy, odkąd ta sytuacja się wydarzyła.
    Kiedy tylko znalazła się w za kulisami, niewysoka brunetka podała jej kubek z gorącą herbatą i ukłoniwszy się nieznacznie, wycofała się. Tak płochliwe zachowanie wywołało tylko uśmiech na twarzy dziewczyny. Czyż nie były w tym podobne? Obie panicznie reagowały na bliskość obcych ludzi.
    Upijając kolejne łyki napoju czuła, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej zmarzniętym ciele. Ich miejsce pracy nie posiadało zbyt dobrego ogrzewania, a niewielki budżet ograniczał ich do tego stopnia, że z odczuciem przejmującego chłodu musieli zaprzyjaźnić się na całą zimę, wyłączając jedynie dni spektaklu.
    Zakasłała dwa razy i westchnęła ciężko. Początki przeziębienia coraz mocniej dawały o sobie znać, a wiedziała, że nie może zachorować. Okryła się szczelniej bluzą i gdy dopiła resztę ulubionej Earl Grey, odstawiła kubek na niewielki stolik. Najmłodsza z ich grupy, Saki, bez słowa sprzeciwu sprzątała zwykle garderobę, więc miała pewność, że i tym razem nie zezłości się na nią, gdy zostawi po sobie nieumyte naczynie.
     Zebrała swoje rzeczy i udała się do wyjścia, przepraszając po drodze ich młodszą siostrzyczkę za nadużycie jej cierpliwości i pomocniczości. Choć po kilku godzinach, spędzonych w tym budynku była zmęczona i zziębnięta, musiała jeszcze odwiedzić dobrze znaną krawcową. Obiecała sobie, że zaraz po tej wizycie wróci do domu i porządnie odpocznie, by nie pozwolić rozwinąć się przeziębieniu.

   Z rozmarzeniem spojrzała w przepiękne, bezchmurne niebo i ruszyło nieco opustoszałą uliczką. Mroźne popołudnie zdawało się otulać całe miasto, zalewając je upragnionym, słonecznym światłem. Miękki odgłos kroków odbijał się od ścian kamieniczek, by zaraz utonąć w szumie ulic pełnych życia.  
__________________________________________________
Witam Was w przedostatnią niedzielę tego skocznego sezonu. Ta historia chodziła za mną od Bożego Narodzenia, zmieniałam jej koncepcje, aż wyszło coś takiego. Zapewne nie będzie to długie opowiadanie, ale mam nadzieję, że potowarzyszycie mi w czasie tej drogi.
Trzymajcie się.