niedziela, 13 marca 2016

prolog


'Przeze mnie droga w miasto utrapienia,

Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu Potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste - a jam niepożyta!
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.'


Boska Komedia

Piekło
Pieśń III
Dante Alighieri



     Kiedy ostatnie słowa odbiły się echem w dużej, zaciemnionej Sali, pełną napięcia ciszę przerwały pojedyncze brawa. Stojąca na środku sceny dziewczyna uśmiechnęła się słabo i ukłoniła. Tonęła w słabym świetle, które nieznacznie rozpraszało mrok w pobliżu miejsca, w którym stała. Odgarnąwszy z twarzy kilka kosmyków jasnych włosów, dygnęła przed niewielką publicznością i powoli ruszyła w stronę kulis, choć ta nazwa zdawała się jej być nazbyt szumna dla tego niewielkiego pokoju.  W przeszłości przez pomyłkę nazwała to miejsce zakrystią. Niektórzy wypominali jej to nawet po   upływie tych kilkunastu miesięcy, odkąd ta sytuacja się wydarzyła.
    Kiedy tylko znalazła się w za kulisami, niewysoka brunetka podała jej kubek z gorącą herbatą i ukłoniwszy się nieznacznie, wycofała się. Tak płochliwe zachowanie wywołało tylko uśmiech na twarzy dziewczyny. Czyż nie były w tym podobne? Obie panicznie reagowały na bliskość obcych ludzi.
    Upijając kolejne łyki napoju czuła, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej zmarzniętym ciele. Ich miejsce pracy nie posiadało zbyt dobrego ogrzewania, a niewielki budżet ograniczał ich do tego stopnia, że z odczuciem przejmującego chłodu musieli zaprzyjaźnić się na całą zimę, wyłączając jedynie dni spektaklu.
    Zakasłała dwa razy i westchnęła ciężko. Początki przeziębienia coraz mocniej dawały o sobie znać, a wiedziała, że nie może zachorować. Okryła się szczelniej bluzą i gdy dopiła resztę ulubionej Earl Grey, odstawiła kubek na niewielki stolik. Najmłodsza z ich grupy, Saki, bez słowa sprzeciwu sprzątała zwykle garderobę, więc miała pewność, że i tym razem nie zezłości się na nią, gdy zostawi po sobie nieumyte naczynie.
     Zebrała swoje rzeczy i udała się do wyjścia, przepraszając po drodze ich młodszą siostrzyczkę za nadużycie jej cierpliwości i pomocniczości. Choć po kilku godzinach, spędzonych w tym budynku była zmęczona i zziębnięta, musiała jeszcze odwiedzić dobrze znaną krawcową. Obiecała sobie, że zaraz po tej wizycie wróci do domu i porządnie odpocznie, by nie pozwolić rozwinąć się przeziębieniu.

   Z rozmarzeniem spojrzała w przepiękne, bezchmurne niebo i ruszyło nieco opustoszałą uliczką. Mroźne popołudnie zdawało się otulać całe miasto, zalewając je upragnionym, słonecznym światłem. Miękki odgłos kroków odbijał się od ścian kamieniczek, by zaraz utonąć w szumie ulic pełnych życia.  
__________________________________________________
Witam Was w przedostatnią niedzielę tego skocznego sezonu. Ta historia chodziła za mną od Bożego Narodzenia, zmieniałam jej koncepcje, aż wyszło coś takiego. Zapewne nie będzie to długie opowiadanie, ale mam nadzieję, że potowarzyszycie mi w czasie tej drogi.
Trzymajcie się.

2 komentarze:

  1. Niewiele mi ten prolog powiedział. Ale powiedział mi na pewno, że będzie to kolejna historia w Twoim stylu. Po części słoweńska, czyli w wersji, w której najbardziej Cię lubię, a po części japońska - a czegoś takiego chyba jeszcze do tej pory nie czytałam. A przecież siedzę już w tym światku dość długo. Tak więc miło będzie przeczytać coś nowego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Well... dłuższe pisz błagam ;)

    OdpowiedzUsuń