'Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu Potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste - a jam niepożyta!
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.'
Boska Komedia
Piekło
Pieśń III
Dante Alighieri
Kiedy ostatnie słowa odbiły się echem w dużej, zaciemnionej Sali,
pełną napięcia ciszę przerwały pojedyncze brawa. Stojąca na środku sceny
dziewczyna uśmiechnęła się słabo i ukłoniła. Tonęła w słabym świetle, które
nieznacznie rozpraszało mrok w pobliżu miejsca, w którym stała. Odgarnąwszy z
twarzy kilka kosmyków jasnych włosów, dygnęła przed niewielką publicznością i
powoli ruszyła w stronę kulis, choć ta nazwa zdawała się jej być nazbyt szumna
dla tego niewielkiego pokoju. W
przeszłości przez pomyłkę nazwała to miejsce zakrystią. Niektórzy wypominali
jej to nawet po upływie tych kilkunastu miesięcy, odkąd ta sytuacja się
wydarzyła.
Kiedy tylko znalazła się w za kulisami, niewysoka brunetka
podała jej kubek z gorącą herbatą i ukłoniwszy się nieznacznie, wycofała się.
Tak płochliwe zachowanie wywołało tylko uśmiech na twarzy dziewczyny. Czyż nie
były w tym podobne? Obie panicznie reagowały na bliskość obcych ludzi.
Upijając kolejne łyki napoju czuła, jak przyjemne ciepło
rozchodzi się po jej zmarzniętym ciele. Ich miejsce pracy nie posiadało zbyt
dobrego ogrzewania, a niewielki budżet ograniczał ich do tego stopnia, że z
odczuciem przejmującego chłodu musieli zaprzyjaźnić się na całą zimę,
wyłączając jedynie dni spektaklu.
Zakasłała dwa razy i westchnęła ciężko. Początki
przeziębienia coraz mocniej dawały o sobie znać, a wiedziała, że nie może
zachorować. Okryła się szczelniej bluzą i gdy dopiła resztę ulubionej Earl
Grey, odstawiła kubek na niewielki stolik. Najmłodsza z ich grupy, Saki, bez
słowa sprzeciwu sprzątała zwykle garderobę, więc miała pewność, że i tym razem
nie zezłości się na nią, gdy zostawi po sobie nieumyte naczynie.
Zebrała swoje rzeczy i udała się do wyjścia, przepraszając
po drodze ich młodszą siostrzyczkę za nadużycie jej cierpliwości i pomocniczości.
Choć po kilku godzinach, spędzonych w tym budynku była zmęczona i zziębnięta,
musiała jeszcze odwiedzić dobrze znaną krawcową. Obiecała sobie, że zaraz po
tej wizycie wróci do domu i porządnie odpocznie, by nie pozwolić rozwinąć się
przeziębieniu.
Z rozmarzeniem spojrzała w przepiękne, bezchmurne niebo i
ruszyło nieco opustoszałą uliczką. Mroźne popołudnie zdawało się otulać całe
miasto, zalewając je upragnionym, słonecznym światłem. Miękki odgłos kroków
odbijał się od ścian kamieniczek, by zaraz utonąć w szumie ulic pełnych życia.
__________________________________________________
Witam Was w przedostatnią niedzielę tego skocznego sezonu. Ta historia chodziła za mną od Bożego Narodzenia, zmieniałam jej koncepcje, aż wyszło coś takiego. Zapewne nie będzie to długie opowiadanie, ale mam nadzieję, że potowarzyszycie mi w czasie tej drogi.
Trzymajcie się.
Niewiele mi ten prolog powiedział. Ale powiedział mi na pewno, że będzie to kolejna historia w Twoim stylu. Po części słoweńska, czyli w wersji, w której najbardziej Cię lubię, a po części japońska - a czegoś takiego chyba jeszcze do tej pory nie czytałam. A przecież siedzę już w tym światku dość długo. Tak więc miło będzie przeczytać coś nowego ;)
OdpowiedzUsuńWell... dłuższe pisz błagam ;)
OdpowiedzUsuń